Geoblog.pl    Jaworek76    Podróże    ARGENTYNA NIE TYLKO FUTBOLOWA    FUTBOLOWY WEEKEND - NIEDZIELA
Zwiń mapę
2009
10
maj

FUTBOLOWY WEEKEND - NIEDZIELA

 
Argentyna
Argentyna, Buenos Aires
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 12349 km
 
Poranek jak co dzień rozpoczynam od kupna „Ole”. Sportowy dziennik jest ważnym źródłem wiedzy, są tu najbardziej aktualne terminarze (godziny rozpoczęcia meczów są często zmieniane w ostatniej chwili). Dziś znów mamy na rozkładzie dwa stadiony, ale odwiedzamy je w trójkę, bo M. pojechał wraz z T. do Rosario na derby. Planowaliśmy i my tam zawitać, jednak terminarz uniemożliwiał jednoczesne obejrzenie „Clasico Rosario” oraz meczu SAN LORENZO-BOCA, który dla mnie ma znaczenie szczególne. Od czasu poprzedniej wizyty w Argentynie mam lekkiego bzika na punkcie San Lorenzo. Klub, stadion, atmosfera stworzona przez kibiców niebiesko-czerwonych szczególnie przypadły mi do gustu. San Lorenzo daleko do sukcesów Boca, Riveru czy nawet Independiente. Nigdy nie wygrali Copa Libertadores, mistrzem kraju zostali „tylko” 8 razy. Jednak rzesza kibiców CASLA (Club Atletico San Lorenzo de Almagro) jest ogromna i fanatyczna, a tutejszy klimat zupełnie inny niż w bogatych dzielnicach wokół obiektu River, czy w komercyjnej La Boca. Wokół stadionu „El Ciclón” (przydomek San Lorenzo) ciągną się osiedla slumsów, gdzie nawet taksówkarze zapuszczają się niechętnie, pokazując nam jednoznaczny gest strzału z pistoletu lub podrzynania gardła. I pomyśleć, że rok temu zlazłem ten teren wzdłuż i wszerz pieszo, z aparatem w ręku :-)
Być znowu na San Lorenzo-wrażenie bezcenne. Zasiadamy wysoko na trybunie krytej, ale zanim tam weszliśmy, obserwujemy bawiący się po drugiej stronie ulicy tłum, kibice skaczą w rytmie bębna, śpiewają, odpalają świece dymne. Dookoła sterty śmieci, bezdomne psy i brudni, wyglądający ze slumsów ludzie.
Trybuny zapełniają się i znów największe, wręcz nie do opisania wrażenie jest tuż przed meczem, gdy cały stadion skacze i śpiewa jedną pieśń. Stoimy jak zahipnotyzowani, z trudem robię fotki aparatem. Niesamowity ryk przybiera na sile, gdy na murawę lecą serpentyny, a po chwili z góry zsuwa się najnowsza duma fanów San Lorenzo-ogromna sektorówka. Są też balony i pojedyncze świece dymne, wzmaga się uczucie chaosu. Chwilę później swoją sektorówkę rozwijają fani Boca, która sprytnie zakrywa cały wielki, pustawy boczny sektor. Może nie umiem być obiektywny, ale jak dla mnie te 2000-2500 kibiców CABJ na derbach to lekki obciach. Podobno kibicuje im 40% mieszkańców kraju, więc gdzie oni się podziewają? Jednak trzeba im oddać, że ekipa była jak na nich niezbyt liczna, ale za to bardzo zgrana. Dopingują przez cały mecz nieprzerwanie i słychać ich bardzo dobrze. San Lorenzo natomiast w przekroju kilkudziesięciu minut wypadło trochę słabiej, niż można się spodziewać po tak obiecującym początku. Goście prowadzą 0:1, co ma niekorzystny wpływ na poziom decybeli na trybunach gospodarzy i jest to reguła na wszystkich stadionach Argentyny, jakie widziałem.
Żal wychodzić ze stadionu San Lorenzo, ale musimy to zrobić na kwadrans przed końcem, aby zdążyć na kolejny mecz RIVER PLATE-LANUS. Mamy tylko 45 minut i całe zatłoczone miasto do przejechania! Dopiero z prasy następnego dnia dowiaduję się, że San Lorenzo zremisowało z Boca 1:1. Tego, co się działo w końcówce na trybunach, możemy się już tylko domyślać.
Tymczasem stoimy w mroku pod stadionem, tuż obok slumsów, nerwowo rozglądając się za taxi. Niestety, umówiony taksiarz nie przyjechał. Przeklinając go w myślach, myślimy co teraz, czasu do meczu River jest coraz mniej! L. zagaduje jakiegoś typa, który za 10 pesos (ok. 9 złotych) podwozi nas pod najbliższą stację metra. Tam udaje nam się złapać taxi i mamy szczęście, bo kierowca zna się na swoim fachu i rozumie, że za chwilę mamy kolejny mecz. Jakimś cudem na drugi koniec miasta docieramy w 30 minut, potem jeszcze kilkaset metrów z buta, małe zamieszanie w poszukiwaniu kas i wreszcie w 9 minucie meczu meldujemy się na trybunach największego stadionu Buenos Aires-blisko 67-tysięcznego „Estadio Monumental”! Minutę wcześniej padła bramka dla River, ogromny tumult słyszymy, biegnąc w górę po schodach. Stadion jest naprawdę kolosalny, a publika na tym ciekawym z piłkarskiego punktu widzenia meczu (Lanus jest drugi w lidze) całkiem liczna-wg. prasy prawie 40.000. Młyn dopinguje na balkonie i macha fajnymi flagami na kijach. Chwilami są zrywy niemal całego stadionu i wtedy jest naprawdę dobrze, chwilami jednak śpiewa jedynie kocioł. Bordowo-biali goście są obecni w jakieś 1500 osób, siedzimy blisko nich, więc całkiem całkiem ich słychać. Po wyrównującej bramce rozśpiewali się na dobre. Wynik 1:1 utrzymał się do końca meczu, tym razem zostaliśmy aż do ostatniego gwizdka i musimy stać pół godziny wśród zniecierpliwionych kibiców River. Następnego dnia czytam w „Ole” zapiski na temat meczu. 68 kibiców Lanus zostało zatrzymanych za awantury z kibicami River i policją na mieście. Więcej szumu jest na temat transparentów wywieszonych przez sfrustrowanych kibiców River m.in. „najgorsza obrona w historii”, „najgorszy sezon w historii” i przede wszystkim „najgorszy zarząd w historii”. Ten ostatni został ponoć już po kilku minutach zdjęty przez współpracującą z klubem frakcję kibiców i na temat tych konszachtów napisano spory artykuł. Jakież było zdziwienie kolejnego dnia, gdy gazeta opublikowała pod tytułem „Najgorsze Ole w historii” obszerne przeprosiny, gdyż okazało się, że takiej flagi nie było i był to jedynie żart jakiegoś czytelnika, który pobawił się photoshopem :-)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Jaworek76
Piotr Jaworski
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 17 wpisów17 1 komentarz1 47 zdjęć47 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
01.08.2007 - 02.08.2007
 
 
06.05.2009 - 19.05.2009